O obojętności

Drażni i zastanawia niski poziom przedstawień „ku pamięci” w przestrzeni publicznej. Te (prawie) wszystkie „ławeczki”, papieże „w typie Batmana”, tragicznie niski poziom wykonawczy i ikonograficzny murali z żołnierzami wyklętymi, tablice pamiątkowe z płaskorzeźbionymi portretami ludzi wielkich i naprawdę zasługujących na lepsze upamiętnienie. Pewien poziom brzydoty lub kiczu staje się wręcz obraźliwy dla przedstawionego- czemu wyraz dała między innymi córka Artura Rubinsteina głośno protestując przeciwko tzw. „fortepianowi Rubinsteina”. To przykład o tyle skrajny, że sygnał pochodził od członka rodziny, ale rozmaite głosy protestu przeciwko brzydocie pomników rozlegają się w różnych miejscach. Argumenty estetyczne muszą jednak ustąpić dobrym intencjom twórców i wielkości dokonań osoby upamiętnianej.

Nie chcę wdawać się w subtelności: nie oczekuję nowatorskiego ujęcia, ani ambitnego programu ikonograficznego. Chodzi jedynie o to, by portretowe ujęcie nie zakrawało na karykaturę. Jak to możliwe, że zleceniodawca (jeden po drugim) spokojnie odbiera takie realizacje- i nie zgłasza zastrzeżeń? Jeśli przyjmiemy, że oni reprezentują większość (a jestem o tym przekonana) – to warto się zastanowić skąd się wzięła ta forma infantylizmu- bo analogia z dziecięcym przekonaniem, że przedmiot jest piękny wtedy wtedy gdy zdobi go ukochany bajkowy bohater (wszystko jedno w jakich zestawieniach kolorystycznych i na ile zręcznie oddany) narzuca się sama. Dlaczego u nas ta przykra przypadłość jest tak powszechna? Czy to jeszcze spóźnione pokłosie wymordowania większości inteligencji cztery pokolenia wstecz? Czy może skutek szkolnych zaniedbań edukacyjnych w zakresie przedmiotów artystycznych? Dotąd tak sądziłam. Niestety nie da się wykluczyć, że nasza zgoda na każde, choćby najlichsze przedstawienie ważnego tematu- najczęściej Wielkiego Polaka- ma tradycje sięgające dalej w przeszłość. Tekst Tomasza de Rosseta uświadomił mi, że nasz narodowy dramat zaniku wymagań formalnych był obecny już w połowie XIX wieku. Zbieranie sztuki polskiej było formą realizacji obowiązku patriotycznego i już wtedy- zdaniem badacza- temat liczył się daleko bardziej niż forma. Pozwalało to na „tolerowanie, a nawet w skrajnych przypadkach wysoką ocenę miernoty, byle tylko zachowany został narodowy charakter”. Brzmi niepokojąco znajomo.

Ten krótki opis nawyków naszych przodków zasmucił mnie bardzo, ponieważ otwiera furtkę dla przypuszczenia, że nawyk stawiania Wielkiej Treści tak dalece ponad formą, że staje się ona od formy właściwie oderwana, z biegiem czasu wszedł nam w krew. Stał się nasz, swojski, narodowy… polską cechą stała się zdolność widzenia szlachetnych idei niezależnie od brzydoty (lub piękna) materialnego. Brzmi dobrze, górnolotnie! I całkiem nieźle nadawałoby się na epitafium dla sztuk plastycznych.

Zapiski na marginesie:

Rosset (de), Tomasz F. „Kolekcje we dworach ziemiańskich na terenach Rzeczypospolitej w dobie rozbiorów”. Kwartalnik Historii Kultury Materialnej 67, nr 3 (2019): 371–80. https://doi.org/10.23858/KHKM67.2019.3.006.

Zainteresowanych tematem pomników papieży w przestrzeni publicznej dosyłam do stosownego podrozdziału („Papież jak żywy”, s. 99-104) w książce Piotra Sarzyńskiego Wrzask w przestrzeni. Dlaczego w Polsce jest tak brzydko?, Warszawa, 2012.

One thought on “O obojętności

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *