Gombrowicz w Luwrze

„Aż w końcu dochodzisz do świętego zakątka , gdzie króluje ona, Gioconda! Witaj, Cyrce!… - równie pracowita i zatrudniona, jak gdym cię oglądał ongiś, niezmordowanie przemieniająca ludzi, nie w świnie wprawdzie, a w cymbałów”

1963

Witold Gombrowicz, „Dziennik 1961-1969”, Kraków 1997, s.118

Czy ktoś dziś, w sześćdziesiąt lat później ma z Luwru odmienne doświadczenia?

Mylił się jednak Gombrowicz twierdząc, że „codziennie od pięciu wieków gromadzi się przed tym obrazem tłumek aby doznać kretyńskiego rozdziawienia gęby” (tamże). Zjawisko jest znacznie nowsze, dziewiętnastowieczne. Historię narastania mitu Mony Lisy bardzo ciekawie opisała Maria Poprzęcka („O złej sztuce”, Warszawa 1998, s.79-117).

Czy mamy w Polsce jakieś dzieło równie „ogłupiające”? Ani Bitwa pod Grunwaldem ani Sąd ostateczny Memlinga ani żadne z dzieł Wyspiańskiego nie zawładnęło w tym stopniu wyobraźnią mas.

Jest tylko jeden obraz, którego działanie wprost oniemia. Matka Boska Częstochowska.

To dookoła niej narosło dość opowieści, mitów, ona też została dostateczną ilość razy sparafrazowana (vide: sprawa Tęczowej Matki Boskiej z lat 2019-22), skomentowana i… wyśmiana.

Jak wiadomo nie bez znaczenia dla odbioru dzieła (podtrzymania mitu!) ma odpowiednią ekspozycja. O ile prezentowana w prestiżowym Luwrze Mona Lisa jest umieszczona za grubym szkłem, a kolejka przed jej oblicze jest wydzielona jak na lotnisku – jak przystało na arcydzieło, o tyle Matka Boska Częstochowska jest oprawna w cały klasztor jasnogórski.

Szach mat!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *